Życie Alice jest w ciągłym ruchu. Nie łatwo jest być córką prezydenta Nowego Jorku. Jednak wszystko się zmienia po tragicznym wypadku. Nowe otoczenie i ludzie. Czy to zmieni dotychczasową dziewczynę?

19 czerwca 2017

Hej :)
Dzięki za współpracę, blog zakończył swoją działaność z powodu 'zacięcia artystycznego' naszej pisarki. Trzymajcie się ;)

23 października 2016

     


Ciąg dalszy losów Alice, nastąpi niebawem...




     "Doskonale pamiętam każdą wizję, która pojawiła się w mojej głowie zanim... Zanim zwariowałam. W mgnieniu oka przypomniałam sobie Holly. Ona mogła już tu być! Albo dopiero przybędzie. Wizja była dawno, więc... To prawdopodobne, że jedna z moich przyjaciółek z NY jest tutaj... "




INFORMACJA DLA CZYTELNIKÓW

KOLEJNE CZĘŚCI, BĘDĄ PISANE NA BIEŻĄCO, LECZ UJAWNIĄ SIĘ W OKOLICACH 30 LISTOPADA 2016. PRZEPRASZAM ZA DŁUGĄ PRZERWĘ.

16 lipca 2016

    
***

      Kolejny tydzień się zaczyna. Słońce przedostaje się przez stalowe kraty nad moją głową. Pozwolili mi wyjść na dziedziniec, ale nadal nie chcą, żebym się zbliżała do innych pacjentów. Kiedy widzę doktor Hools idącą szybkim krokiem w moją stronę, próbuję zignorować fakt, że ma w ręce teczkę, w jakich pacjenci dostają wypis. W głębi duszy się cieszę, ale przecież tu może chodzić o kogoś zupełnie innego. Kobieta wyciąga dłoń z teczką na odległość całego ramienia w moją stronę.
- Oto wypis. Nie wykazujesz żadnych zachowań, które zatrzymałyby cię tu. Za godzinę przyjadą po ciebie. Nie chcesz wiedzieć gdzie trafisz, a ja nie mogę ci tego powiedzieć, lecz chce żebyś była świadoma swoich umiejętności. Potrafisz naprawdę dużo uczynić, jednak twoje snagi uległo deformacji. Nie jesteś już Banshee Ho Avy. Od twojego tytułu odeszła najważniejsza część: banshee. Już nigdy nie będziesz mieć wizji ani nie wytworzysz pola. Gdy tylko spróbujesz, ujawnisz się pod złym wcieleniem, Mocą Smoka. Posiadasz także inne umiejętności, ale zasady to zasady, musisz sama je odkryć, a teraz wybacz, to nasze ostatnie spotkanie. Żegnaj, mam nadzieje, że ci się nie uda. - Po czym odwraca się i odchodzi w swoją stronę. Jej ostatnie zdanie mnie przejęło. "Mam nadzieję, że ci się nie uda"? Ale co mi się nie uda...
     Przebieram się w czyste ubranie złożone z białej koszuli i prostych czarnych spodni. Czarny wóz terenowy podjeżdża i zauważam między nim dziwnie podobieństwo do wozu, który zepchnął naszą limuzynę na pobocze... Moje myśli zostają przerwane przez głośne przekleństwo. Wysoki mężczyzna ubrany w czarny kombinezon z czerwoną opaską na ramieniu. Cholera. Więzienie Smoka.


WIĘZIENIE SMOKA


OGŁOSZENIE


PODCZAS WAKACJI 2016 (LIPIEC/SIERPIEŃ) POSTY DODAWANE BĘDĄ NIESYSTEMATYCZNIE! *** 



5 lipca 2016

Kartka z pamiętnika

     "Alice, zostaw te motyle!" Te słowa słyszałam od dziecka. Kochałam bawić się z nimi, biegać, gonić je. Jednak pewnego razu, udało mi się złapać jednego. Nie chciałam go wypuścić i trzymałam go w słoiku przez kilka dni. Wszystko byłoby dobrze, gdyby w wieczku zrobione były dziurki, przez które wpływałoby powietrze. Motylek nagle przestał latać, odetchnął ostatni raz, poczym złożył skrzydełka, które już nigdy nie zostały wprawione w ruch. Nie wyrzuciłam, ani nie zakopałam mojego małego kolegi. Schowałam słoik w jedyne miejsce, o którym nikt poza mną nie wiedział. Przez wiele lat dawałam tam wszystkie rzeczy, które przypominały mi o czymś. Motyl był wspomnieniem mojej lekkomyślności. Przestrogą na moje przyszłe życie. Szkoda, że nie dało się schować mojej mocy. Byłaby wspomnieniem bólu i cierpienia, trudu i zapału, smutku i rozpaczy, radości i uśmiechu oraz śmiertelnego niebezpieczeństwa.
                               
    Kiedy człowiek trafia za kratki, ma dużo czasu na przemyślenia. Najwięcej myśli krąży wokół błędów, które popełniliśmy. Najgorsza jest myśl, że nie ma odwrotu. Nie pozbędziesz się świadomości, że nie masz już nikogo, bo wszyscy... odeszli. Zostawili cię zupełnie samą, na tej krętej drodze, jaką jest życie. Musisz stawiać jeden krok za drugim, choćby nie wiem co, dążyć do upragnionego celu... a co jeśli nie ma się celu? Co jeżeli jest się nieudacznikiem i nie potrafi się nic zrobić dobrze? Właśnie takie myśli nawiedzają mnie od kiedy wszyscy odeszli. Znajomi i przyjaciele na wieść o losie moich rodziców woleli trzymać się ode mnie z daleka. Zrobiłabym to samo. Nikt nie wie co się stało i co się nadal dzieje w mojej głowie. Po wielu badaniach lekarze stwierdzili, że jestem całkowicie zdrowa. Nic mi nie dolega. Sąd nie był zadowolony wynikiem. Władza wolałaby zwalić wszystko na niebezpieczną chorobę mózgu i mieć to z głowy. Ukarać mnie śmiercią i nie przejmować się konsekwencjami. Tak, ja też wolałabym to, niż siedzieć 24h na metalowej pryczy w towarzystwie umywalki i odsłoniętego kibelka.
     Co dwie godziny wpada doktor Hools, żeby porozmawiać o moim samopoczuciu. Jestem w szpitalu psychiatrycznym, ale moja cela jest oddzielona od innych, ponieważ jestem zagrożeniem dla reszty pacjentów.  Doktor Hools gani mnie, za nazywanie mojego miejsca pobytu celą. Woli nazwę "pokój". Nigdy nie mieszkałam w pokoju za kratkami.
- Jak się dzisiaj czujemy, Alice? Coś cie boli? - Codziennie odpowiadam to samo:

- W porządku. - Chociaż tak na prawdę nic nie jest w porządku. Zabiłam swoich rodziców! Jak może być w porządku?! Straciłam opiekunów! Rozsadza mnie od środka i najchętniej roztrzaskałabym sobie głowę o te zakurzoną umywalkę w "pokoju". Przebywam w tym miejscu od trzech tygodni. Na początku pierwszego, znalazłam pod pryczą mały metalowy odłamek. Przez dwa dni cięłam swoje ręce i nogi, aż zemdlałam z powodu utraty zbyt dużej ilości krwi. Opatrzyli mi rany i odebrali odłamek. Dostawałam przez kolejne cztery dni, po dwie kroplówki. Żałuję, że nie miałam odwagi przeciąć głębiej. Ale co by mi to dało? Moja udręczona dusza wałęsałaby się po świecie zupełnie sama, aż odkupi swoje winy. Jest coś co mnie dręczy od śmierci rodziców. Nie mam już wizji. Żadnych. Nawet nie śnię. Moje sny to zwykłe czarne tło. Mimo to, w badaniach nie wyszło, że straciłam moc. W rozmowie lekarzy słyszałam, jak  mówią, że moja moc drastycznie wzrosła i nabrała zmian. Nie wiem co to miałoby znaczyć, ale ja też to czuję. Czuję ogrom energii, mocy którą trzeba wykorzystać. Nie podoba mi się, że mam chęć wykorzystać ją na strażnikach, na doktor Hools, na pielęgniarkach i wszystkich, którzy ode mnie odeszli. Coś się, ze mną dzieje, a nawet najlepsi nie wiedzą, co mi jest. 

3 lipca 2016

     
Opętana









    Kolejny szpital? Jestem w ukrytej kamerze czy jak? Rozglądając się wokoło ponownie stwierdziłam, że leżę na łóżku szpitalnym, tyle tylko, że w naszej akademii. Zza zasłony wydobywały się stłumione głosy. Dyrektor Griniec odsłonił zasłonę i w jednej chwili zamilkł.
- Alice! Jak się czujesz, kochanie? - przez troskliwy głos mężczyzny podszyty był podstęp.
- Dobrze, tylko nie pamiętam co wydarzyło się przed wizją... Zupełnie jakby ktoś mi wykasował pamięć. Jest takie snagi, dyrektorze? - po wizji o więzieniu, moje zaufanie do Grinieca zmalało drastycznie. Staruszek podrapał się po głowie, mówiąc:
- Nie jestem pewien... Musiałabyś zapytać jakiegoś nauczyciela... Najlepiej spytaj pana Fox. On będzie wiedział...
Zachowanie pana Grinieca wydawało się zbyt dziwne. Tak jakby był rozkojarzony i myślał nad czymś bardzo intensywnie. W każdym razie, kiedy tylko dyrektor podniósł zamyśloną głowę, jego oczy płonęły żywym ogniem, a świat pogrążył się w ciemnościach.

     Wizje, wizje i jeszcze raz wizje. Męczyły mnie przez dwanaście dni i nocy bez przerwy, a pamiętałam tylko nieliczne. Tak jakby ktoś uwięził mnie w swoich wspomnieniach i czekał, aż przejdę je wszystkie. Nie znałam nikogo, kto się w nich pojawił. Pamiętam jakieś cienie, zjawy, pojawiające się co jakiś czas. I ciemność przede wszystkim...

  


***

     Słoneczny dzień, którego już dawno nie było. Promienie łaskoczą moje nagie ramiona. Wychodzę z wanny, wycieram się dokładnie, po czym schodzę na śniadanie. Rodzice przyjechali po mnie, kiedy tylko obudziłam się po tych dwunastu dniach wizji. Byłam strasznie osłabiona, ale teraz jestem w domu od dwóch tygodni i czuję się o niebo lepiej. Dzisiaj chcę porozmawiać z nimi o powrocie do akademii.
     Widzę stół zastawiony jak na jakąś ucztę. Mama krząta się i sprawdza czy wszystko jest na swoim miejscu. Straciła pracę, więc ma dużo czasu. Tata też jest ciągle w domu. Zbliżają sie wybory i sądzę, że tym razem będzie musiał się pożegnać ze stanowiskiem prezydenta.
- Skarbie, zjemy, a następnie musimy odbyć ważną rozmowę. Jednak musimy pojechać do pewnego miejsca, gdzie wszystko ci wyjaśnimy. Smacznego. - Zasiada do stołu na miejscu obok taty. Ja zaś siadam na swoim stałym miejscu i zaczynam jeść, jednocześnie myśląc, co takiego mają mi do powiedzenia moi rodzice. Wciąż zastanawia mnie jakim cudem jestem Banshee Ho Avy, skoro rodzice są ludźmi...A może nie?
     Godzinę później wsiadamy wszyscy do czarnej limuzyny i nie jedziemy nawet pięciu minut, kiedy ojciec się odzywa.
- Nie chcemy żebyś wracała do akademii. - Zapadam się w siedzenie. Jak to? Akademia stała się sensem mojego życia. Nie mam nic innego...
- To zbyt niebezpieczne... Ze względu na nasze pochodzenie... - urywa, bo wielka terenówka uderza w bok limyzyny. Przetaczam się na drugą stronę samochodu. Terenówka nie odpuszcza i uderza kolejne razy.
- Alice, paraesidum, teraz! - mama krzyczy nagle na cały głos, a mój zamiar wytworzenia pola, znika w jednej chwili. Moje dłonie unoszą się w jej kierunku i zaciskają. Czuję przypływ energii i zabójczą moc. Twarz matki blednie, a źrenice się rozszerzają. Ona umiera. Nie. To ja ją zabijam. Kiedy jej bezwładne ciało spada na podłogę samochodu, ojciec przemawia:
- Alice! To nie ty! Przestań! - Moja ręka jest zbyt szybka. To wszystko dzieje się za szybko. Ściskam mocno jego szyję, tak że czuję tętno, które słabnie. Błaganie w oczach taty to ostatnie co widzę.


11 czerwca 2016

Legenda o władcach smoka

     W niepamiętnych czasach, na całym świecie panował mrok. Mrok ten, sięgał bardzo daleko w każdy kąt niebieskiej planety. Ludzie żyli w ciągłym strachu przed najstraszniejszymi stworami nocy, czyli, wtedy zwanymi, Synami Mroku. Kiedy tylko zapadał zmrok, te bestie nawiedzały dosłownie każdą żywą istotę, a ich celem było uśmiercić wszystkich posiadających jakiekolwiek snagi.
     Mieszkańcy wiosek byli przerażeni wyglądem potworów. Na twarzy wyróżniały się świecące jasnym niebieskim płomieniem oczy oraz szczęka ukazująca uzębienie jak u prawdziwej bestii. Zamiast włosów, jak u normalnych ludzi, wyrastały im czarne wypustki, niczym gałęzie, spomiędzy których rozbłyskała niebieska poświata. Reszta ciała była cała czarna otoczona kolejną poświatą.
     Synowie Mroku żądali od ludzi wskazania tych "przeklętych", jednak wśród zwykłych śmiertelników, w zwykłych rodzinach, znajdowali się również ci inni. Były to małe dzieci, rodzice, dziadkowie. Nikt nie chciał wydać bliskich, dlatego też Synowie Mroku pozwolili sobie stworzyć płyn, który po wstrzyknięciu go do krwi, powodował rozświetlenie wszystkich żył białym światłem w wypadku posiadacza snagi. W ten sposób zabijali każdego. Wybili prawie całe pokolenia, jednak zostali ci najsilniejsi, ci których mocy nie dało się wykryć tym płynem. Nowe pokolenie ostało się żywe. Synowie Mroku niczego nie podejrzewali, gdy wczesnym ranem, młode pokolenie zwane Hijai, zaatakowało ich w spoczynku. Hijai mieli moc blasku, zwany ówcześnie Luce. Pod wpływem ich dotyku, potwory rozrywały się od środka. Ocalałe stwory ukryły się w głębi panującego nadal mroku i nie wyszły stamtąd przez 300 lat.
     Po 300 latach w ukryciu, wyszły ponownie w świat, terroryzując wszystkie napotkane miasta i wsie. Zabijali tym razem każdego, kto stanął im na drodze. Wrócili silniejsi i mądrzejsi. Pokonali wszystkich Hijai, poprzez ten sam sposób, co oni ich. Dotyk spowodował przekazanie całej energii Luce do Synów Mroku. Odtąd Synowie Mroku byli nazywani Władcami Smoka, czyli najsilniejszą mocą na naszej planecie i w galaktyce. Zniknęli na kilkaset kolejnych lat, ale kto wie, czy nie wrócą?