Opętana
Kolejny szpital?
Jestem w ukrytej kamerze czy jak? Rozglądając się wokoło ponownie stwierdziłam,
że leżę na łóżku szpitalnym, tyle tylko, że w naszej akademii. Zza zasłony
wydobywały się stłumione głosy. Dyrektor Griniec odsłonił zasłonę i w jednej
chwili zamilkł.
- Alice! Jak
się czujesz, kochanie? - przez troskliwy głos mężczyzny podszyty był podstęp.
- Dobrze, tylko
nie pamiętam co wydarzyło się przed wizją... Zupełnie jakby ktoś mi wykasował
pamięć. Jest takie snagi, dyrektorze? - po wizji o więzieniu, moje zaufanie do
Grinieca zmalało drastycznie. Staruszek podrapał się po głowie, mówiąc:
- Nie jestem
pewien... Musiałabyś zapytać jakiegoś nauczyciela... Najlepiej spytaj pana Fox.
On będzie wiedział...
Zachowanie pana
Grinieca wydawało się zbyt dziwne. Tak jakby był rozkojarzony i myślał nad
czymś bardzo intensywnie. W każdym razie, kiedy tylko dyrektor podniósł
zamyśloną głowę, jego oczy płonęły żywym ogniem, a świat pogrążył się w
ciemnościach.
Wizje, wizje i jeszcze raz wizje. Męczyły
mnie przez dwanaście dni i nocy bez przerwy, a pamiętałam tylko nieliczne. Tak
jakby ktoś uwięził mnie w swoich wspomnieniach i czekał, aż przejdę je
wszystkie. Nie znałam nikogo, kto się w nich pojawił. Pamiętam jakieś cienie,
zjawy, pojawiające się co jakiś czas. I ciemność przede wszystkim...
***
Słoneczny dzień, którego już dawno nie
było. Promienie łaskoczą moje nagie ramiona. Wychodzę z wanny, wycieram się
dokładnie, po czym schodzę na śniadanie. Rodzice przyjechali po mnie, kiedy
tylko obudziłam się po tych dwunastu dniach wizji. Byłam strasznie osłabiona,
ale teraz jestem w domu od dwóch tygodni i czuję się o niebo lepiej. Dzisiaj
chcę porozmawiać z nimi o powrocie do akademii.
Widzę stół zastawiony jak na jakąś ucztę.
Mama krząta się i sprawdza czy wszystko jest na swoim miejscu. Straciła pracę,
więc ma dużo czasu. Tata też jest ciągle w domu. Zbliżają sie wybory i sądzę,
że tym razem będzie musiał się pożegnać ze stanowiskiem prezydenta.
- Skarbie,
zjemy, a następnie musimy odbyć ważną rozmowę. Jednak musimy pojechać do pewnego
miejsca, gdzie wszystko ci wyjaśnimy. Smacznego. - Zasiada do stołu na miejscu
obok taty. Ja zaś siadam na swoim stałym miejscu i zaczynam jeść, jednocześnie
myśląc, co takiego mają mi do powiedzenia moi rodzice. Wciąż zastanawia mnie
jakim cudem jestem Banshee Ho Avy, skoro rodzice są ludźmi...A może nie?
Godzinę później wsiadamy wszyscy do
czarnej limuzyny i nie jedziemy nawet pięciu minut, kiedy ojciec się odzywa.
- Nie chcemy
żebyś wracała do akademii. - Zapadam się w siedzenie. Jak to? Akademia stała
się sensem mojego życia. Nie mam nic innego...
- To zbyt
niebezpieczne... Ze względu na nasze pochodzenie... - urywa, bo wielka
terenówka uderza w bok limyzyny. Przetaczam się na drugą stronę samochodu.
Terenówka nie odpuszcza i uderza kolejne razy.
- Alice,
paraesidum, teraz! - mama krzyczy nagle na cały głos, a mój zamiar wytworzenia
pola, znika w jednej chwili. Moje dłonie unoszą się w jej kierunku i zaciskają.
Czuję przypływ energii i zabójczą moc. Twarz matki blednie, a źrenice się
rozszerzają. Ona umiera. Nie. To ja ją zabijam. Kiedy jej bezwładne ciało spada
na podłogę samochodu, ojciec przemawia:
- Alice! To nie
ty! Przestań! - Moja ręka jest zbyt szybka. To wszystko dzieje się za szybko.
Ściskam mocno jego szyję, tak że czuję tętno, które słabnie. Błaganie w oczach
taty to ostatnie co widzę.